niedziela, 12 października 2014

Kraina Śniegu cz 1

Dziewczynka pogrążona jest we śnie. Nad nią wznosi się wysoki sufit, dookoła – bielone po tysiąckroć I jeden raz ściany. Pokój mieści się w wiejskim domu, wypełniony zapachem drew na opał I słodkiego, dopiero co zgotowanego mleka. Sprawia wyjątkowo radosne wrażenie. Okiennice połyskują tym samym odcieniem zieleni, co romby na pokrywającym drewnianą podłogę kilimie, zalesione wąwozy na malunkach zdobiących ścianę,a także grzbiety niektórych książek stłoczonych na półkach I przemieszanych kolorowymi okładkami. Osoba mieszkająca w tym pokoju naprawdę musiała kochać literaturę ponieważ książki znajdują się nie tylko na wiszących półkach ale również w zamkniętych szafkach oraz gablotkach znajdujących się w rogu.
Słońce sączyło się śmiało przez niedomknięte zasłonkę, podczas gdy dziewczynka wierciła się niespokojnie w łóżku, pomrukując przez sen. Promień słońca pełzający po kołdrze dotarł do jej ręki, przesunoł się powoli, acz zwinnie w stronę szyi, następnie skierował sie ku nosowi, prześlizgnąłpo policzku, by w końcu muskając zamknięte powieki obudzić ją. Przez kilkanaście minut Alicja,takie bowiem imię nosiła dziewczynka, powoli się wybudzała lecz pomimo wczesnej pory i dopiero wschodzącego słońca nie mogła już zasnąć. Spojrzała szybkim rzutem oka na swój telefon który wskazywał godzinę szóstą trzydzieści. Alicja westchęła głośno i wstała z swojego łóżka . Ubrała się jak zwykle w pośpiechu, nie przywiązując większej uwagi do tego co na siebie wkłada. Gdy już była gotowa opuściła swój pokój. Ze względu na wczesną porę postanowiła nie budzić reszty domowników więc wyszła na krótki spacer dla zabicia czasu.
Alicja otulona puchową kurtką wyszła na zewnątrz z starego wiejskiego domostwa. Na otwartym polu przed domemm poczuła uderzenie północnego wiatru, lecz nie zlękła się I ruszyła w stronę lasu który zahamowałby ten zimy wiatr. W nocy nie spadła nowa pokrywa śniegu więc ścieżka prowadząca między drzewa była już wydeptana I bez większych problemów można było przejść te kilkaset metrów. W lesie wiatr niemal ucichł a tylko czubki drzew delikatnie się pochylały w południowym kierunku. Dziewczyna szła w dobrze sobie znanym kierunku do pewnej jaskini do której znalazła kiedyś wejście. Stworzyła sobie ona tam swój mały bezpieczny schron do którego uciekała zawsze gdy była przygnębiona lub przerażona, tym razem chciała po prostu przeczekać ten mroźny poranek oraz przemyślec kilka spraw.
Alicja od kilku lat mieszkała w małej wsi położonej na południu Finlandi, zamieszkanej przez kilkudziesięciu mieszkańców. Przed kilkunastu laty wraz z swoją opiekunką będąc niemal na skraju bankrutctwa przemierzaliśmy okoliczne doliny w poszukiwaniu schronienia. Nikt nie chciał przyjąć Biednej kobiety wraz z małym dzieckiem, po kilku dniach tułaczki w mrozach udało się nam znaleźć nocleg u pewnej starszej wdowy która w zamian za pomoc w gospodarstwie pozwoliła nam zamieszkać u siebie. Z początku mieliśmy tam tylko przeczekać strogą zimę I z początkiem wiosny wyruszyć dalej, lecz Selenia, moja opekunka, zaprzyjaźniła się z finką dzięki czemu znaleźmy schronienie na długie lata.
Ostatnio coś się jednak zmieniło, znamię które posiadam na plecach od kilku tygodniu zaczyna mi doskwierać, nie chcę nic jeszcze mówić o tym Seleni ale niepokoi mnie to. Te pieczenie, narazie lekkie może oznaczać tylko jedno, mianowicie to że na Ziemi nie jesteśmy już w pełni bezpeczni ponieważ pojawił się ktoś kto chce nas zabić. Wiem tylko tyle że jeden z nas został już zamordowany lecz pozostała czternastka wciąż żyje, a mówi mi to mój mały amulet który wisi na mojej szyi. Widnieje na nim piętnaście świecących punków symbolizujących moich współbratyńców. Gdy Pirmais zginął rozrzażył się on niesamowicie parząc mnie w klatkę piersiową.Wszystkie kropki z wyjątkiem jednej świeciły się co . Amulet ten miał dużą moc magiczną ponieważ ochraniał moje życie przed wszelką krzywdą którą mógłby mi zrobić ktokolwiek, z wyjątkiem siebie I sił przyrody. Jest jednak jeden wyjątek, jest nim kamień na który jaki pierwszy został żucony czar, ten który początkuje cykl. Tego kto nosi ten talizman może zabić każdy, a po zniszczeniu amuletu kolejny traci część swojej mocy u umożliwia morderstwo kolejnego z nas. Na moim widnieje cyfra trzy co oznacza że jeśli Divi zginie wszystkie siły Mengalów zostaną skupione na mnie, nim do tego dojdzie muszę mieć nadzieję że Divi ukrywa się dobrze I nie da się łatwo wytropić.
Minęła blisko godzina od kąt Alicja opuściła swój dom, na dworze zrobiło się już niemal całkiem jasno, więc dziewczyna uznała że domownicy nie powinni już spać I może wrócić do siebie. Selenia nic jeszcze nie wie o śmierci Pirmaisa, ani nawet o przybyciu Mengalów na ziemię, Alicja dobrze to ukrywała I nie pokazywała medalionu swojej opiekónce. Wiedziała ona że taka wiadomość mocno by zmartwiła Selenię I być może skłoniła by ją do wyjazdu z tąd w szczególności że wszyscy ich tu znają a Alicji się tu nawet pomagało, nawet pomimo że zima tu trwa znacznie ponad pół roku. Gdy dziewczyna wróciła, jej opiekunka już krzątała się w kuchni lecz od razu zoriętowała się o przybyciu jej podwładnej.

czwartek, 9 października 2014

Ci Inni


Do obszernego pomieszczenia wchodzi niski zakapturzony mężczyzna, ten sam który ledwo co wymordował niecały tuzin ziemian co nie sprawiło mu najmniejszego problemu. Ten sam któremu generał zlecił znalezienie ostatniego dziedzica słynnego Cobba, człowieka okrytego wielką sławą, lecz tylko osób które kiedykolwiek natknęły się na temat jego działalności. Był on przez lata nieuchwytny, po wykonaniu ostatniego zlecenia dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Wielu ludzi go szukało lecz bezskutecznie. Do tej pory minęło dostatecznie dużo że już ze względu na jego wiek można go uznać za zmarłego. Lecz nic straconego, na świece istnieje wciąż jeszcze jedna osoba która zna tajemnice i posiada odpowiednie umiejętności by realizować tak skomplikowane cele. Jest jeszcze jeden powód dla którego Mengowie musieli znaleźć Pitera Nasha. Jest to sprzęt którego nikt nie znajdzie bez wiedzy jego wiedzy oraz jego zezwolenia.
- Mamy go. Nie było trudno go znaleźć specjalnie się nie krył z swoim pochodzeniem.
- Bardzo dobrze. Czip wszczepiony ?
- Oczywiście.
- Możesz odejść
Po wyjściu swojego podwładnego do tej pory szorstki i ponury generał uśmiechnął się sam do siebie, wie że właśnie może i nie uczynili kroku naprzód w poszukiwaniach, ale otworzyli sobie dodatkową furtkę która kiedyś może się przydać. Podchodzi on do szklanego stolika który jednym ruchem ręki uruchamia. Na ekranie pojawia się piętnaście zdjęć małych dzieci, każdy podpisany z imienia jakie nosił dawniej. Kim są teraz oraz jak wyglądają ? Tego jeszcze nie wiedzą, ale od roku tysiące zwiadowców przeczesuje Ziemię w ich poszukiwaniu.
Na chwilę obecną jest więcej pytań niż odpowiedzi . - Myśli generał -
Najważniejszym pytaniem gdzie oni mogą się znajdować ? Przez tyle lat musieli się zmienić niesamowicie a gdy dorosną będą mogli stawiać opór, bardzo silny opór. Dlaczego również zostaliśmy wysłani by ich wytropić dopiero 10 lat po wojnie ? Nie dość że w tym czasie byłoby ich łatwiej odnaleźć to i łatwiej zgładzić, ale trudno zbyt późno się dowiedzieliśmy, ponieśliśmy walkach duże straty lecz jeśli nasza misja się nie powiedzie mogą oni stworzyć problem. Pirmais zabity, tak to chyba najlepsza nowina jaka nas ostatnio spotkała. Wkrótce minie 30 dni od jego śmierci, ale to dopiero początek góry lodowej i ogromu pracy który na nas czeka. Sprawdźmy ostatnie raporty. Hmm nic nowego Devini wciąż ukrywa się w małej Hiszpańskiej wiosce pod Barceloną- ale on jest dopiero dziewiąty w kolejce więc wcześniej musimy wytropić jeszcze siedmiu ziemian. Ducis przyjął inną postawę mieszka sobie w apartamencie w Las Vegas i bardzo dobrze łatwo się nam nie wymknie a pewnie nawet nie wie że jest bacznie śledzony.
To jest tragedia na 14 żywych znamy dokładne położenie zaledwie dwójki, ach gdyby nie te kamienie były by już dwa problemy mniej. Wiemy jeszcze że Sesi ostatnie czasy mieszkał w południowych Niemczech, lecz po głośnej aferze znów się rozpłynął, pewnie jest już daleko stamtąd ale pewnie Europy nie opuścił. Cała reszta to wciąż zagadka Są bardzo uważni ale w końu będą musieli popełnić błąd.
Kilka kolejnych minut minełu na zadumie aż w końcu generał opuścił swój gabinet w którym spędza większość swojego czasu. Przez ostatni rok nie opóścił ani razu kwatery głównej nawet na krok I to pomomo tego że jest ona wciaz nie dokończona I trwają tu prace budowlane. Baza Mengalów jest wykuta w bliżej nieokreślonym pasmie górskim w Europie, o jej wejściu wiedzą zaledwie nieliczni. Nie jest to oczywiście jedyna ich kryjówka lecz z całą pewnością największa I najbardziej imponująca. Gabinet generała znajduje się w końcu nieskiego I cienego korytarza. Nie ma taż żednego innego pomieszczenia, tunel ten wpada do wielkiej sali w ształcie koła. Caość jest wyska na jakieś piętnaście może siedemnaście metrów, wpadało tam również nieco więcej światła z małych otworów wentylacyjnych. Z niemal każdego miejsca sali w niemal wszystkich kerunkach wychodzią niezloczone ilości różnej wielkości korytarzy po których wciąż krążą gospodarze tego lokum. Generał przeszedł przez całą szerokość stoliycy by wejść do jednego z tuneli znajdujących się niemal naprzeciw jego gabinetu. Prowadził on zaledwie kilkanaście metrów w głąb skał gdzie znajdowały się potężne dębowe drzwi. By je otworzyć wystarczyło by osoba upoważniona jedynie dotknęła ręką specjalnego czytnika znajdującego sie zaraz obok na ścianie.
Po wejściu każdy zwykły śmiertlenik dostałby chyba zawału serca. Znajdowały się tam niesamowite ilości przedmiotów które mogą ini spieniężyć na ziemi, dzięki czemu między innymi mogą zostać nie zauważeni a jednocześnie bardzo wpływowi. Między innymi wizja tych bogactw skłoniła Pitera Nasha do ewentaulnej pomocy w poszukiwaniach, oczywiście ewentualanej ponieważ nie wiadomo do końca czy będzie on potrzebny czy może jednak uda się rozwiązać problemy bez jego pomocy.

W pomieszczeniu znajduje się również pełno różnego rodzaju bronie, zarówno tutejszych jak I z innych miejsc. Dodatkowo na ścianach wisiało całkiem sporo zdjęć, niektóre pokazujące sceny mrożące krew w żyłach. Na pierwszym z nich widać było miasto ujęte z dalszej perspektywy, lecz wokół tego miasta przyroda nie przypominała tej ziemskiej lecz tak jakby to miasto zostało wzniesione na marsie. Na kolejnej fotografii jest zupełnie inna planeta pokryta zielenią, zamieszkana przez zwierzęta. Trochę tak można sobie wyobrażać Ziemię sprzed milionów lat, kiedy to natura kierowała życiem stworzeń, zanim pojawili się ludzie i zaczęli kierować naturą. Kolejne obrazy mrożą krew w żyłach są na nich zawarte ilustracje ukazujące tą samą planetę w kilku fazach wojny, niejednokrotnie ukazujące same bitwy, stosy martwych ciał łudząco podobnych do ludzkich. Można tam również zauważyć uwiecznionych żołnieży Mengalów. Byli oni znacznie wyżsi od tych biednych podbinych istot, jeśli perspektywa na niektórych pozwala określić ich wzrost to można go ocenić na ok dwa I pół metra wzrostu oraz postury typowego strongmena. Dowódcy mengalów to już niemal inna rasa, najprawdopodobniej większość planety wygląda tak jak oni, są oni znacznie mniejsi I nie tak dobrze zbudowani. Właścieiw są oni dość podobni do ludzi z wyjątkiem bardzo ziemistej cery oraz czarnych jak noc oczu. Są oczywiście jeszcze inne różnice ale te może już dostrzec tylko wprawione oko I nie są one widoczne przy zwykłym spotkaniu lub zdjęciu.

wtorek, 7 października 2014

Pół roku wcześniej Cz2

-A kto pyta ?
- W tej chwili nie jest to dla ciebie ważne ale mów do mnie majorze. Nie odpowiedziałeś czy jesteś jego wnukiem- Ostatnie zdanie zostało już niemal wykrzyczane
- Tak.
Uśmiech zawitał na paskudnie bladej twarzy majora, nie tyle co zawitał a raczej wykrzywił usta w nienaturalnej dla niego pozycji.
Odwrócił się i kieruje się w stronę drzwi. Co tu się kurwa dzieje ? Przyjechał tu specjalnie po to by zadać mi to jedno pytanie ? Po to zabił tyle osób by usłyszeć ode mnie tylko jeden wyraz ? Już prawie wychodzi, niech wyjdzie i zniknie z mojego życia, albo nie lepiej ja zniknę wyjadę gdzieś dalego gdzie nikt z jego ludzi mnie nie wyśledzi. Tak to dobry pomysł tylko on musi wyjść. O nie zatrzymał się, chce czegoś jeszcze, boję się tego bo spodziewam się że to może być niebezpieczne być może będe musiał ryzykować życiem ale również mnie to ciekawi, jest w nich coś co przyciąga wzrok i umysł, ten dziwny chłód spokój i opanowanie.
Odwrócił się i mówi do Pitera
- Przygotuj się, zbierz ludzi możesz nam być potrzebny.W odpowiedniej chwili damy ci znać. Nam już nie uciekniesz, znajdziemy cię wszędzie.

Po czym wyszedł by po chwili odjechać w ciemną burzową noc.
Perez zdziwiony siedzi przy stoliku jeszcze kilka minut, do czasu gdy z dala usłyszał syreny policyjne. Zdał sobie sprawę że jak go złapią to z więzienia już nigdy nie wyjdzie
Na szczęście jeszcze jest młody i wysportowany, więc wyskoczyć przez okno z tyłu domu nie było problemem dla niego. Piter biegnie przez pola, w ulewie co chwila grzęźnie w błocie lub przewraca się ale wie że będzie go szukać policja i tyle zostało z planowanego spokojnego życia.
Po godzinie dobiega do domu swojego przyjaciela Sama przemoczony do suchej nitki, bez swojego płaszcza który z wrażenia zostawił w swoim domu. Dzwoni raz, drugi nikt nie otwiera w wzroku Pitera można powoli dostrzec nutkę obłędu, dzwoni kolejny raz i w końcu Sam cały zaspany otwiera mu drzwi w samych spodenkach nocnych.
- Piter czego ty tu do cholery chcesz ?! Jest druga w nocy !
- Pakuj się czarny scenariusz się ziścił wyjeżdżamy – Po czym bez zaproszenia wszedł do domu swojego znajomego- i daj mi coś do przebrania się bo piździ.
Pan Nash dostał jakieś ubrania które mniej więcej na niego pasują a Sam próbuje dowiedzieć się czegoś więcej
- O co chodzi ?
- Nie ma czasu na tłumaczenia, za 15 min jedziemy, dzwonię do Klaudii musimy jechać.
Kilka kolejnych minut w małym domku trwała prawdziwa gorączka, wszystkim się śpieszyło każdy chciał coś jeszcze zabrać i upchnąć do wana. Gdy obaj panowie zabrali już wszystkie rzeczy które uznali za ważne i byli w krótkim czasie spakować. Po kilkunastu minutach byli już gotowi do wyjazdu i wsiedli do wozu. Sam zasiadł w fotelu kierowcy, lecz wcześniej odwrócił się i pewnie ostatni raz omiótł wzrokiem swój mały domek. Krótka chwila na ostatnie pojrzenie i powoli ruszył z podjazdu zostawiając swoją dotychczasową przeszłość za sobą i ruszając w nieznane.
Piter nic w tym czasie nie mówi bo wie że te całe zamieszanie jest tylko i wyłącznie z jego winy, a raczej z winy tego co potrafi i czego nauczył go jego dziadek. Ostatni raz przejeżdżają drogą w lesie otaczającym pobliskie miejscowości, i obierają kurs na Warszawę gdzie mieszka ich kolejny wspólnik, a raczej wspólniczka która też musi rzucić wszystko i wyjechać gdzieś daleko. Oczywiście wszyscy wiedzieli wcześniej i podobnej możliwości, wszyscy mieli przygotowane kilka kompletów dokumentów z niejednego kraju. Znają oni płynnie 3 języki a w kilku innych są wstanie komunikować się bez większych problemów.
Czterdziesto minutowa podróż do Warszawy przeminęła w ciszy i na rozmyślaniu nad swoją aktualną sytuacją. Plan na kilka najbliższych dni mieli ustalony już od pewnego czasu, a co będzie dalej tego nie jest w stanie powiedzieć w dniu dzisiejszym jeszcze nikt. Po blisko godzinie Piter i Sam podjeżdżają pod mieszkanie Klaudii która już na nich czeka z kilkoma większymi lub mniejszymi torbami które uznała za stosowne. Mężczyźni pomogli zapakować bagaże koleżance do swojego wana i od razu wyjechali z podmiejskiej metropolii do jakiejś wsi oddalonej o setki kilometrów od aktualnego miejsca zamieszkania. Do miejsca gdzie nikt ich nie zna, gdzie będą mogli na krótką chwilę rozpocząć nowe życie do czasu aż znów zawitają do nich ich przyszli zleceniodawcy.



poniedziałek, 6 października 2014

Pół roku wcześniej Cz1


W ciemnym pokoju przy stole siedzi 4 mężczyzn w ciemnych płaszczach. Za oknem paskudna pogoda leje deszcz, pioruny uderzają w ziemię i wydają niesamowity huk, tak jakby uderzały się tuż obok domu. Nad stołem świeci się jedyna żarówka w pomieszczeniu której światło pozwala postacią grać w pokera, lecz na tyle słabe by ich twarze znajdowały się w półmroku. W mroku widać zarys jeszcze kilku osób które w ciszy obserwują rozgrywkę co chwila wyglądając przez okno. Zdaje się że czekają na zapowiedzianych gości.
-Spóźniają się – Mówi jeden z nich
-W taką pogodę to się nie dziwię- odpowiada drugi
Wszystkie osoby znajdujące się w pomieszczeniu przez chwilę wyglądają przez okno, lecz w ciemnej uliczce nie widać nawet żywego ducha.
-Po kimś takim spodziewałem się czegoś więcej, a tu głupi deszcz ich opóźnia.
Grający spokojnie wracają do swojego zajęcia, ktoś wyszedł na dwór być może nasłuchiwać nadjeżdżającego pojazdu, lecz po 15 minutach wraca okapując wodą.
-Nikogo ani nic nie widać. Nie dzwonili ?
-Nie - odpowiada ktoś z grupy
Po jednym z rozdań stos żetonów przed człowiekiem w niebieskim płaszczu urósł kilkukrotnie, po emocjonującej partii.
- Panowie nie macie już prawie czym grać.
- Pierdol się. Czemu musisz zawsze wygrywać.
- Bo jesteście słabi – Odpowiada zadowolony z siebie.
Powoli cała czwórka wstaje, podchodzi do barku gdzie nalewa sobie czegoś do picia i dalej czekają. W tym samym momencie ktoś ładuje wszystkie żetony do czarnej walizki tak by były gotowe do kolejnej gry.
Nagle piorun uderzył gdzieś bardzo blisko, zgasło światło lecz po chwili znów się zapaliło, jedna z osób stojących pod oknem mówi spokojnym głosem
- Ktoś jedzie.
Z sąsiedniego pokoju wchodzą dwie osoby w płaszczach z karabinami po czym wychodzą na zewnątrz by przywitać gości.
Po minucie lub dwóch wchodzi dwójka zakapturzonych mężczyzn w płaszczach przeciwdeszczowych i co dziwniejsze w okularach przeciwsłonecznych.
- Nie za jasno ?- zażartował ktoś z grupy
Goście zbyli ten głupi żart oraz ciche chichoty części zgromadzonych tu osób. Pomimo dziwnego stroju, zgarbionej postawy dało się zauważyć że dwójka z nich jest potężnie zbudowana i gdyby się wyprostowali przekroczyli by znacznie dwa metry wzrostu. Jeden z nich był wyraźnie niższy od reszty i dało się znać że to on przyjechał załatwić tu pewne swe porachunki. A jego dwaj towarzysze to ochrona w przypadku nieprzychylności innych ludzi.
- Szukam nijakiego Pereza – Ten strasznie niski i ochrypły głos należał właśnie do przywódcy przyjezdnych.
- Wiem czego chcecie, ale powinniście wiedzieć że się już tym nie zajmuję.
- To ty ?
- Tak.
Przyjezdny lekko się uśmiechnął po czym wyszeptał do swoich kompanów
- Zbędnych wyeliminować
W tym momencie kilka rzeczy wydarzyło się niemal równocześnie. Obaj ochroniarze doskoczyli w ułamku sekundy do dwójki z karabinami, po czym bez najmniejszego wysiłku powalili ich na ziemię i wyszarpali broń. Człowiek w niebieskim płaszczu zdążył tylko krzyknąć donośnie -Niee!
Kilku z jego kompanów chciało wyciągnąć broń lecz zostali szybko zastrzeleni. Po kilkunastu sekundach w pomieszczeniu pozostały już tylko cztery żywe osoby. Trójka z nich chce coś zdobyć w ostatni ma im to zapewnić. Nastąpiła krótka, niezręczna cisza. Goryle sprawdzają czy nikt z leżących się nie podniesie przypadkiem a dwójka naszych bohaterów mierzy się wzrokiem. Minęła krótka chwila po której Perez odzywa się próbując przełamać tą głuchą ciszę przeszywającą go z każdej strony. Robi wszystko by jego niemal paniczny strach nie wydostał się na światło dzienne lecz jego głos się lekko łamie
- Napijecie się czegoś ? - Pyta starając się nie zwracać uwagi na ciała jego dotychczasowych kompanów.
- Zostawcie nas samych - głośny ochrypły głos znów rozbrzmiał.
Jego podwładni niezwłocznie uczynili to co im szef nakazał, uprzednio zostawiając zdobytą wcześniej broń na jakimś małym stoliczku stojącym tuż przy drzwiach.
Zostali sami tylko we dwójkę, jeden biedny człowiek od którego ten ktoś dziwny nieznajomy wymaga czegoś czego on od lat nie robił. Czegoś co udało się tylko kilka razy w historii, czegoś czego on nigdy nie dokonał ale jest być może ostatnią osobą na ziemi która może tego dokonać. Obaj doskonale wiedzą czego ma dotyczyć to spotkanie a przynajmniej wie on Piter Nash dotychczas nazywany Perezem. Lecz to się zmieni, ci którzy się do niego tak zwracali nie żyją, a przynajmniej większość z nich jego najbardziej zaufanych ludzi. Kim oni są że w ciągu kilku sekund byli w stanie rozbroić i zabić blisko dziesięć osób ? Przecież kilku z nich to byli żołnierze, świetnie wyszkoleni, mocni fizycznie a przed chwilą wszystkich załatwili jak małe dzieci . Musi się szykować większa imprezka, stawka musi być wysoka, przecież piter miał nadzieję zabrać tajemnice do grobu, dożyć spokojnej starości uczciwą pracą, w swojej małej firmie. Plany pewnie ulegną zmianie ale dlaczego on wciąż milczy ? Tylko przygląda się człowiekowi przez swoje ciemne okulary Piter tego milczenia nie może znieść. To nie jest zwykła cisza, w tym momencie przejmuje ona niemal panowanie nad nerwami pana Nasha w jego oczach rośnie strach, całe życie przeleciało mu przed oczami i wie że musi się dowiedzieć co ich do niego sprowadza, skoro jeszcze żyje znaczy że musi im być potrzebny ale to w tej chwili nie ważne .
- Czego ode mnie chcecie ? - przełamuje się w końcu
- Jesteś wnukiem pana Cobba ?